Zbrodnia w Rękoraju
Około północy z 25 na 26 czerwca 1932 roku mieszkańcy wsi Rękoraj w gminie Podolin zaalarmowani zostali wybuchem pożaru w zagrodzie 55-letniego Jana Kalety. Pożar dostrzeżono późno, bowiem ogniem zajęte były już obora, stodoła oraz dom mieszkalny. W palącej się oborze oczom strażaków ukazał się przerażający widok…
Zaalarmowana miejscowa straż pożarna natychmiast przybyła na miejsce pożaru, jednak na uratowanie dobytku było już za późno – straty spowodowane pożarem oszacowano później na 5000 zł.
Natychmiast ruszono w kierunku obory, z pomocą przywiązanemu bydłu i owcom. W palącej się oborze oczom strażaków ukazał się przerażający widok: na posłaniu, obok owczarni leżało objęte płomieniami częściowo zwęglone ciało syna gospodarza, 25-letniego Feliksa, które komendant straży pożarnej wspólnie z kierownikiem miejscowej szkoły czym prędzej wydobyli z obory.
Początkowo przypuszczano, iż Feliks usnął na sianie paląc papierosa, co spowodowało pożar. Jednak przybyli na miejsce śledczy z Piotrkowa, po przeprowadzeniu dochodzenia i dokonaniu sekcji zwłok przez lekarza powiatowego ustalili, iż został on w czasie snu uderzony kilkakrotnie tępym narzędziem w głowę co spowodowało pękniecie czaszki i śmierć. Zbrodniarz, by zatrzeć ślady oblał trupa naftą i wzniecił pożar.
Na pogrzeb lubianego w okolicy Feliksa przybyli włościanie z Rękoraja oraz okolicznych wsi, przynosząc moc żywego kwiecia i wieńców – jak pisano w ówczesnej prasie
Wszelkie poszlaki według śledczych wskazywały na rodzinę ofiary, w której dochodziło często do scysji na tle podziału majątku po żyjących jeszcze rodzicach. Feliks, faworyt ojca, miał podobno zgodnie z jego niedawną decyzją zostać na ojcowiźnie. Wywołało to spory wśród rodzeństwa.
Za zbrodnią dokonaną przez któregoś z członków rodziny świadczyło również to, iż czujny pies Kaletów nie szczekał tej nocy, co mogło wykluczać udział w zbrodni kogoś obcego. Początkowo aresztowano więc całą sześcioosobową rodzinę Feliksa: ojca, matkę oraz rodzeństwo.
Po przeprowadzonym śledztwie zarzuty postawiono jedynie bratu ofiary, 22-letniemu Władysławowi, a sprawę oddano do rozstrzygnięcia pod Sąd Okręgowy w Piotrkowie.
Na początku lutego 1933 roku zakończył się proces, w wyniku którego Władysław Kaleta za zabójstwo brata podczas sprzeczki o ziemię został skazany na bezterminowe ciężkie więzienie.
Epilog sądowy tej sprawy był równie tragiczny co sama zbrodnia. Po ogłoszeniu wyroku skazany miał odtrącić pilnujących go policjantów, rozbić okno i wyskoczyć na podwórze piotrkowskiego sądu ponosząc śmierć na miejscu…
PJL